Paryska bohema w Sopocie – Nagość za 152 mln dolarów
2 kwietnia 2019Zostały po nich drzewa wyceniane na 600-700 tys. złotych i akty warte ponad 100 mln dolarów – awanturnicy pojedynkujący się na szpady i samotnicy zgarbieni pod naftową lampą dadzą się poznać jako tzw. szkoła paryska już 6 kwietnia na im tylko poświęconej licytacji. Żeby się zorientować, dlaczego akurat ta bohema ustanowiła na rynku światowy rekord, czas na 10 skrótowych wiadomości i trzy obrazy, którym w Sopockim Domu Aukcyjnym przypisano progi: 36, 48 i 440 tys. złotych.
Szkoła paryska i jej definicja
O ile na lokalnym rynku sztuki hasło „École de Paris” kojarzy się po prostu z wybranymi nazwiskami, słownikowa definicja wcale dużo więcej nie wymaga – szkoła paryska nie była żadną oficjalnie ustanowioną grupą, którą określały sztywne punkty regulaminu. Nie popełnimy więc gafy uznając, że mowa o artystach, przeważnie żydowskiego pochodzenia, którzy działali w Paryżu w pierwszej połowie minionego stulecia.
Mniejszości? Gdzie tam…
Wertując aukcyjny katalog, można odnieść czasem wrażenie, że garstka znajomych nam akurat nazwisk szczęśliwie nie rozproszyła się w głębokim morzu francuskich talentów. Błąd – jak podaje sopocki katalog, przyjmuje się, że po I wojnie światowej twórcy żydowskiego pochodzenia z Europy Środkowo-Wschodniej byli w Paryżu najliczniejszą grupą artystów. W pierwszej połowie XX wieku Polaków mogło być wśród nich około 600, dlatego czas na pierwsze obowiązkowe nazwisko: Kisling.
Nagość za 152 mln dolarów
Światowy rekord z 2015 r. ustanowił na licytacji akt Amadea Modiglianiego – ten sam, który tak bulwersował międzywojenną publiczność, że wystawę zamknięto jeszcze przed wernisażem. Myśląc odrobinę życzeniowo, można założyć, że stawka 152 mln dolarów nigdy nie zostałaby przybita młotkiem, gdyby Mojżesz Kisling – malarz i rekordzista w Polsce – nie poznał mecenasa Leopolda Zborowskiego z Modiglianim, kolegą z pracowni i kawiarni. Jak historia potoczyła się na rynku dzieł Kislinga? Lokalnie ostro, ale kadr musi być szerszy niż obejmujący aukcje w Polsce.
Rachunek będzie w euro
Mimo że obrazami artystów szkoły paryskiej Sopocki Dom Aukcyjny szczelnie zapełnił cały katalog, trzeba pamiętać, że obrót ich pracami nie odbywa się wyłącznie w kraju. Stawki powyżej 1 mln złotych za malarstwo Mojżesza Kislinga padać mogą zarówno nad Wisłą, jak i we Francji czy Wielkiej Brytanii, a ćwierć światowego aukcyjnego obrotu od 2000 r. to sprzedaż w USA, według Artprice. Krajowy rekord na rynku prac Henryka Haydena – kolejnego kolegi z bohemy – to 1,3 mln złotych, najwyższy wynik z Francji to 380 tys. euro, a z USA – 270 tys. dolarów.
O co chodzi z kawiarniami?
Gdyby obecnie na ścianach jakiegoś lokalu nie mieściły się obrazy Modiglianiego, Picassa czy Chagalla, trudno byłoby sobie wyobrazić, żeby kawa była tam tak tania jak w czasach, kiedy zamawiali ją artyści zalegający nawet z czynszem. Takim pewnym adresem, gdzie można było wydać drobne, a przesiadywać przez całe popołudnie, była „La Rotonde”, kawiarnia cementująca środowisko. Kisling, który udzielał się czasami w roli ochroniarza, poznał tam Picassa, rozpoczął przyjaźń z Modiglianim, dopraszając do stolika Haydena, Braque’a, Grisa… Oglądając ich na zdjęciach w aukcyjnym katalogu, trudno uwierzyć, że kiedyś na jednego nie przypadało po kilka sal światowych muzeów.
Last minute: Sanary-sur-Mer
W ramach ekspresowego przeglądu szkoły paryskiej wypada na moment oddalić się od samej stolicy, bo położone na południu Francji Sanary-sur-Mer uchodziło w międzywojniu za malowniczy magnes dla śmietanki malarsko-literackiej. Skoro miejscowość odwiedzali Jean Cocteau, Ernest Hemingway czy Thomas Mann, Kisling ewidentnie nie osiadł na towarzyskich peryferiach – pracując tam od początku lat 20. m.in. z Szymonem Mondzainem, wybudował willę z obowiązkowym widokiem na prowansalski krajobraz.
Na nadchodzącej aukcji świetlisty „Pejzaż z Sanary-sur-Mer” wycenia się w przedziale 600-700 tys. złotych, podczas gdy licytacja rozpocznie się od progu 440 tys. złotych – w cenie jest jednak wiosna z drzewami o pniach barwy mięty i trawą w kolorze limonek, słabo osiągalna w warunkach lokalnych, o osiedlowych nie wspominając.
Jędrny orient w Sopocie
„Jędrny przemyślany realizm” – pisano w latach 20. o dorobku Szymona Mondzaina, artysty urodzonego w obecnym województwie lubelskim, a kursującego regularnie między Paryżem a Algierią. Wystawieni na kwietniową aukcję „Geografowie” z progiem 36 tys. złotych trafili na płótno co prawda w 1955 r., ale wciąż jako dokument tego, jak orient pasjonował francuskich kolekcjonerów przed wojną.
Olejny obraz, wykonany jako projekt muralu do jednego z algierskich miast, właściwie oddaje to barwne przemieszanie – z jednej strony układ jest jakby z dawnego europejskiego malarstwa, z drugiej wnętrze jest nowocześnie oszczędne, a do tego pręży się w nim arlekin o rysach wskazujących na północnoafrykańskie korzenie. Mimo upodobania sobie przez malarza tego krańca kontynentu, głównym rynkiem jego prac jest Francja – w ostatniej dekadzie wylicytowano tam ponad połowę jego obrazów, a paryski rekord wyniósł 22 tys. euro.
Artyści w brzęczącym ulu
Przemieszczając się poprzez obrazy między południem Francji a północną Algierią, zbyt łatwo byłoby pominąć samo centrum – miejsce jednocześnie ciasne, przepastne i dziwne, tzw. „La Ruche” o dachu w kształcie chińskiego kapelusza. …czasem było to jedyne miejsce znane przez przybywających artystów. Chaime Soutine, który przyjechał do Paryża w 1913 r., znał tylko owe trzy słowa: Passage de Danzig”– cytuje za Arturem Winiarskim katalog Sopockiego Domu Aukcyjnego. Pod numerem 2 mieściła się słynna rotunda „La Ruche” – po francusku ul – a było to niewątpliwie najtańsze miejsce do zamieszkania dla artystów…– ciągnie opis Anna Masztalerz-Gajda, wymieniając całe muzeum dzisiejszych klasyków, którzy nocowali albo w rotundzie, albo w jednym z blisko stu czterdziestu przyległych do niej baraków i lichych dobudówek. Sam pawilon, zwieńczony w orientalnym stylu, powstał na okoliczność Wielkiej Wystawy Światowej w 1900 r. – zaprojektował go Gustave Eiffel, a wystawowe tłumy degustowały w nim wina.
Nie ma takiego stylu!
Przyjmując do wiadomości, że zarówno wspomniany już Kisling czy Hayden i Modigliani przesiadywali w tej samej niewielkiej kawiarni, a nocowali pod jednym, przepuszczającym wiatr dachem, można mylnie przypuszczać, że ich malarstwo jest stylistycznie bliźniacze. Owszem, trudno nie zauważyć niektórych oddziaływań, ale nie da się mówić o żadnym jednorodnym stylu szkoły paryskiej, czego doskonale dowodzi wystawiony na aukcję pejzaż Haydena z lat 20. „Wzgórze Six-Fours w pobliżu Sanary” licytowane będzie od progu 48 tys. złotych, jako istotny przykład artystycznej przemiany – początkowo ściśle związany z kubizmem Henryk Hayden zdecydował się porzucić nurt i malować przyrodę oświetloną miękko jak u dawnych mistrzów. Dla inwestora mniej pochłoniętego tematem: o kubizmie mówi się, kiedy wszystko jest kanciaste, a malowane jabłko czy gazeta widziane są z kilku stron na raz.
Na koniec śmierć?
Niekoniecznie, bo osadzając historię w fantazji artystów, nawet pojedynek na śmierć i życie mógł dla obu stron zakończyć się względnie pomyślnie. Żeby na końcówkę przeglądu szkoły paryskiej nie przypadł jednak pejzaż rozleniwiający oczy, można powrócić do wybuchowego epizodu z życia Kislinga: w 1914 r. stoczył w Lasku Bulońskim pojedynek na szpady i pistolety z Leopoldem Gottliebem, podczas którego sekundantem był Diego Rivera. Gottlieb był polskim malarzem z dzisiejszych terenów Ukrainy, Kisling niewątpliwym „księciem Montparnassu”, a Diego Rivera najbardziej meksykańskim muralistą wszystkich czasów, którego zatrzymać – choć z przerwami – udawało się tylko Fridzie Kahlo.
Weronika A. Kosmala, Alternatywne.pl